Recenzja filmu

West Side Story (2021)
Steven Spielberg
Ansel Elgort
Rachel Zegler

Nowoczesność i tradycja

"West Side Story" to ostatecznie triumf ekranowego musicalu. Idealne dzieło na czasy, kiedy kino potrzebuje wsparcia. 
Nowoczesność i tradycja
Filmowe "West Side Story" z 1961 roku uważane jest za jedno ze sztandarowych dzieł kinowego musicalu. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawiła się informacja, że Steven Spielberg zamierza ponownie przenieść hit Broadwayu na duży ekran, wiele osób nie kryło oburzenia, przecież "arcydzieła się nie poprawia!". Spielberg wcale jednak nie przekreśla oryginału. Jego "West Side Story" to list miłosny do starego kina i hołd złożony twórcom, którzy musieli godzić się na kompromisy wynikające z ówczesnej cenzury moralnej.

Pierwsze filmowe "West Side Story" było dzieckiem swojej epoki. Powstało w czasach, kiedy kodeks Haysa niby odchodził już w zapomnienie, ale wciąż oficjalnie obowiązywał. Wybór głównej gwiazdy też budziłby dziś kontrowersje – z obawy przed niskim statusem latynoskich gwiazd do głównej roli Marie, czyli filmowej Portorykanki, zaangażowano Natalie Wood – córkę Ukraińca i Rosjanki.


Spielberg natomiast nie ukrywa swoich latynoskich bohaterów za perfekcyjną angielszczyzną czy sztucznym, przerysowanym hiszpańskim akcentem. Oddaje im ekran i pozwala być sobą. Podjął nawet ciekawą twórczą decyzję, by część hiszpańskich dialogów podawać bez tłumaczenia. W ten sposób stawia widzów niejako po jednej lub drugiej stronie barykady. Część będzie niczym Jetsowie, gang składający się z potomków europejskich imigrantów, którzy w najlepszym wypadku zapamiętali kilka słów po hiszpańsku – tych mniej cenzuralnych. Ci, którzy znają ten język, będą niczym emigranci z Portoryko, którzy w tym hiszpańskim mogą zachować swoją odrębność.

Ale to wciąż nie wszystkie zmiany. Najważniejszymi są postacie Anybodys i Valentiny. Spielberg i scenarzyści dołożyli starań, by wszystkie przeróbki – zarówno w stosunku do scenicznego oryginału, jak i filmu z 1961 roku – nie wyróżniały się, lecz sprawiały wrażenie elementów istniejących w strukturze opowieści od samego początku. Znając biografie autorów "West Side Story", oczywistym staje się, że Spielberg pozostaje wierny ich intencjom, uwalniając dodatkowo ich dzieło z cenzorskich oków.

Nawet jeśli nie podoba Wam się pomysł na wskrzeszanie oryginału, niech Was to nie powstrzyma przed wybraniem się do kina. Nowe "West Side Story" to bowiem zapierające dech widowisko. Spielberg udowadnia, że mimo siedemdziesiątki na karku wciąż jest czarodziejem kina. Jego film wskrzesza ducha klasycznego musicalu, przenosząc nas w czasy największych ekranowych triumfów tego gatunku. Mimo tradycyjnej konstrukcji "West Side Story" Spielberga to dzieło żywe, świeże i pulsujące niespożytą energią.


Oczywiście reżyser nie dokonał tego w pojedynkę. Wielkim wsparciem, jak zawsze, był mistrz operatorskiego fachu Janusz Kamiński. Już perfekcyjnie przemyślane otwarcie wbije Was w fotel. To niewątpliwie jedna z najlepiej sfilmowanych sekwencji tego roku. Swoje trzy grosze dorzucili też spece od choreografii i aranżacji muzycznych. Dzięki nim taneczna sekwencja do piosenki "America" czy nostalgiczne "Somewhere" śpiewane przez Ritę Moreno z łatwością podbiją Wasze serca.

W zasadzie jedynym słabym elementem "West Side Story" Spielberga jest odtwórca roli Tony'ego Ansel Elgort. Przyznaję, że wokalnie nie można mu nic zarzucić. Problem w tym, że brakuje mu ekranowej charyzmy. Grana przez niego postać to w końcu założyciel Jetsów – bohater na poły mityczny, w którego zapatrzony jest nawet przywódca gangu Riff. Tymczasem w filmie zarówno grający Riffa Mike Faist, jak i wcielający się w postać Bernarda, lidera Portorykańczyków, David Alvarez przyćmiewają Elgorta bez większego wysiłku. W to, że grana przez Rachel Zegler Maria się w nim zakochuje, też musimy uwierzyć na słowo.

Na szczęście, Elgort jest tylko jednym z trybików tej mimo wszystko doskonale naoliwionej maszyny. "West Side Story" to ostatecznie triumf ekranowego musicalu. Idealne dzieło na czasy, kiedy kino potrzebuje wsparcia. 
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones